DZIEŃ
TRZECI-06.03.2013
Jadąc rowerem po terenie płaskim napędzamy go siłą mięśni - jadąc rowerem pod górę napędzamy go siłą woli :)
W Lubieniu na szerokim łuku skręcam w prawo i wjeżdżam na wał (dodam, iż ta trasa dokładniej jest opisana TU: ) jednak tym razem zamiast od razu pojechać w lewo, zjeżdżam w dół do brzegu Wisły, której stan jest lekko podniesiony i wylewa się ponad linię brzegowa, zalewając jakieś pięć metrów betonowego zjazdu.
Spoglądam na gładką niczym nie zmąconą taflę wody, gdy w pewnym momencie słyszę jakiś
chlupot, tak jakby za chwile miało się coś wynurzyć. Patrzę i patrzę trzymając
aparat w gotowości - jednak poza zmąconym kręgiem wody nic się nie wynurzyło i
nie doczekawszy się sensacji wsiadam na rower, podjeżdżając z powrotem na wał,
którym ruszam dalej. Teren jest czyściutki, bez żadnych przeszkód (błota czy zalegającego śniegu) no
może poza wyschniętymi gdzie nie gdzie grudami ziemni, które odrywały się od kół
traktora.
Jadąc tak drogą przy wale spoglądam na gospodarstwa jakie są położone
w pobliżu i w których to widać krzątających się ludzi po swych obejściach
i zaczynających pomału prace polowe.
Wygrzewające się w słońcu koty i szczekające
psiaki (które tutaj są bardziej tolerancyjne dla rowerzystów i nie ujadają tak
złośliwie na nich) świergot ptaków - to wszystko daje oznaki, iż wiosna już za pasem. W oddali
słyszę jakiś warkot który jest mi znajomy, ale nie mogę go skojarzyć. Po chwili
dostrzegam lecącą w moim kierunku
paralotnię i przypominam sobie, że przecież z punktu widokowego w Nowym
startują lotniarze. Paralotniarz zatacza koło i zaczyna obniżać lot przelatując
tuż nad dachami domów. I tak w towarzystwie lotniarza jadę delektując się widokami - tyle, że on ma lepiej,
bo patrzy na wszystko góry.
Patrząc tak zaczynam postrzegać tą trasę (którą przecież znam) inaczej. Jadąc tędy latem ma się inne odczucia, może przez zieleń?, może przez porośnięte plonami pola?, nie potrafię tego wytłumaczyć ,ale jest inaczej. Jadąc widzę chałupki, które się prawie rozpadają, a w których ciągle mieszkają i gospodarzą ludzie. Wcześniej jakoś tego nie dostrzegałam, być może to przez tą pustkę jaka jest teraz wokół – gołe pola, bezlistne korony drzew…. Pomimo, że świeci słońce to w tym obrazie widać biedę ludzką i nawet ta brzoza stojąca samotnie, otulona blaskiem zachodzącego słońca - ma w sobie jakiś dziwny smutek. Od strony szosy widać „nowobogackie” domy, piękne ogródki, zadbane trawniki……, ale jadąc od tyłu jawi się już obraz szary, smutny i wcale nie taki folderowy.
Z tego przygnębiającego marazmu wyrywa
mnie „znajomy” paralotniarz, który znowu
pojawia się nieopodal mnie i próbuje się ze mną ścigać :). Macham do niego i przyspieszam
ale i tak on wygrywa.
Dojeżdżając do Tryla mijam spacerujących wałem ludzi - mieszkańców
Nowego. Piękna pogoda zrobiła swoje powodując, że „leniwe misie” wreszcie się
ruszyły ze swych domowych pieleszy ;). Dojeżdżam do przepompowni na Mątawie,
której śluza właśnie wyrównuje poziom
nagromadzonej wody na rzece, a nieopodal
w górnej części nurtu widać siedzących nad brzegiem i łowiących wędkarzy.
W tym
miejscu zjeżdżam z wału i skręcam w lewo jadąc już zwykłą drogą w kierunku
Komorska i W. Lubienia. Teraz mogę pocisnąć na pedały by naddać większe tempo.
Wracam znowu przez Michale i wjeżdżam na most z którego do domu już niedaleko.
I oto kolejny dzień kondycyjnego treningu zaliczony wynikiem 46km i średnią
prędkością 18.9. Kolejna dawka świeżego, wiejskiego powietrza zrobiła swoje, bo
poczułam lekkie zmęczenie - więc biorę szybki prysznic, wypijam herbatkę i
nawet nie siadam do komputera tylko się kładę i zasypiam nawet nie winem kiedy.
Teraz to już
będą codzienne powtórki tych samych tras
jakie opisałam tyle, że z nieco innymi wariantami. Pomału zaczynam układać dłuższe trasy weekendowe, a
co z tego wyjdzie – zobaczymy :))
Pozdrawiam i
do zobaczenia być może na szlaku :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz