Niedziela 21 lipiec 2013
„Jedyny sposób, by odkryć granice możliwości,
to przekroczyć je i sięgnąć po niemożliwe”
Arthur C. Clarke
Po dokonaniu samotnego najazdu na Kwidzyn -trasą którą
znałam - postanawiam iść za ciosem i ruszyć tym razem na Gniew, trasą która była mi znana jedynie tylko z mapy, ponieważ nigdy tam nie byłam. Nosiłam się z tym zamiarem
już od jakiegoś czasu ale zawsze coś prze szkodziło no i muszę przyznać, że
miałam lekką obawę przed nieznanym. Kiedy jednak udało mi się
pokonać trasę na Kwidzyn i przedrzeć
się przez Czarcie Góry, to już pozostało tylko chwycić byka za rogi i przeć do
przodu, nie doszukując się jakichkolwiek wątpliwości. Przestudiowałam trasę
kilkakrotnie na mapie z oznakowanym szlakiem rowerowym i ewentualną możliwością
skrótu. I tak wreszcie w niedzielę, 21
lipca w południe -ruszam, obierając kierunek na Nowe. Ten odcinek jest mi
dobrze znany więc pomykam sobie, uraczając się widokami nadwiślanego krajobrazu.
Jadę tak jak zwykle przy wale, słońce nieźle przygrzewa , powietrze duszne
chociaż wieje wiatr (czasami jest oporny)ale co tam wiatr byle tylko się nie rozpadało.
Spokój i cisza sprawia, że zamyślam się i w pewnym momencie dostrzegam przed sobą cień i czuję dziwny powiew, jakby ktoś wachlarzem muskał
mnie w kark. Nagłym ruchem odwracam głowę i widzę bociana, który przeleciał tuż
za mną i szybując na niewielkiej wysokości zatoczył na de mną
koło . No trzeba przyznać, że się trochę zestrachałam – pierwszy raz coś
takiego mi się przydarzyło.