wtorek, 9 lipca 2013

Diabelce - czyli gdzie diabeł nie może tam babę pośle … ;)




LIPIEC 2013

„Samotność nie jest ułomnością - samotność jest   wyzwaniem” Ewa Lewandowska                      "Boimy się samotności, bo stawia nas twarzą w twarz z sobą.”   Wojciech Eichelberger




Po wczorajszej asfaltowej monotonii dzisiaj zaserwowałam sobie pełen pakiet survivalu, a mianowicie porwałam się na Czarcie Góry czyli tzw. Diabelce i to co do tej pory uważałam za survival, to małe miki w porównaniu z tym co musiałam pokonać dzisiaj. Po 14-tej wyruszam z domu i obieram kierunek na Sartowice, drogę mam asfaltową więc pokonuję ją w miarę szybko. Tuż przed podjazdem do Sartowic  spotykam rowerzystów z okolicy, którzy wytłumaczyli mi jak dostać się na Diabelce jednocześnie  uprzedzając, że nie będzie łatwo i czy oby na pewno wiem w co się pakuję. Jednak ja z pełną świadomością odparłam : -no i oto właśnie chodzi żeby nie było łatwo … Są dwie opcje dotarcia do owego miejsca – tuż przed podjazdem skręcić w lewo lub pojechać do Sartowic, przejechać przez Park zjeżdżając w dół gdzie wyjeżdża się prosto na polną drogę  … Ja wybrałam pierwszą opcję.


Na początku zaczyna się niewinnie czyli jazda między polami, drogą trochę zarośniętą przez trawy, mając  po prawej widok  Diabelców i przedsmak tego co mnie czeka. Jadę polną drogą, która prowadzi mnie do gospodarstwa, gdzie na płocie wisi tablica na której jest strzałka i napis „Na szlak pieszy” Jadę jeszcze bez przeszkód kilkanaście metrów ale potem kiedy wkracza się już na szlak pieszy - no to tu już nie przelewki - wierzcie mi. Im  dalej tym gęściej, jednak jeszcze ścieżka widoczna i w miarę bezpieczna. Przed wyjazdem  w necie znalazłam krótką notatkę i kilka fotek, ale to co widzę robi się mało realne z tym co czytałam. Żeby porywać się w pojedynkę na tak trudny teren to trzeba być nieźle świrniętym człowiekiem . No ale jak to na mnie przystało muszę udowodnić sobie, a może i innym, że dam radę i nie muszę  uzależniać się od nikogo by przeżyć przygodę.. Im bardziej się zagłębiam tym bardziej teren staje się trudniejszy. Do tej pory i tak prowadziłam rower (bo jechać się raczej nie da)po lekko nierównym terenie, jednak teraz zaczynają się strome podejścia i również strome zejścia, a ścieżka robi się coraz mniej widoczna i coraz węższa więc trzeba rower sprowadzać na hamulcu, by z rozpędu się nie wykąpać. 
 
Pokrzywy wysokie na 1,5 metra, po przewracane  drzewa, cierniste krzewy …  ogólnie przyroda w surowym wydaniu, balansowanie na skraju  wąskich ścieżek zapiera dech, szczególnie w tedy gdy wiesz, że nie umiesz  pływać,  a dużo nie brakuje byś stracił równowagę  iii - plum prosto w nurt. I tak jak wspomniałam na początku, jest to szlak pieszy więc prowadzenie roweru na wąskiej ścieżce jest niekiedy woltyżerką. Nie polecam tego szlaku tym, którzy są słabi fizycznie i których rower waży  20+ kg. .... Wierzcie mi nigdy nie prowadziłam tak długiej konwersacji sama z sobą   bluzgając na swoją głupotę . Nawet na rowerze nie zostawiam suchej nitki , bo zachowuje się jak ten uparty osioł zaczepiając co jakiś czas o jakieś pnącza, które wkręcają się w zębatki. Przez to zielsko straciłam odblask z przedniego koła, a część od licznika zamontowana na widelcu obrócona o 180"... jednak widoki jakie obnażają się moim oczom są kwintesencją satysfakcji tego, że daję radę, pomimo oporów jakie mi towarzyszą. Muszę również dodać  iż jeżeli ktoś zdecyduje się przemierzyć ten szlak rowerem to nie ma odwrotu, ponieważ pokonanie trasy z powrotem jest trzy, a może i pięć razy trudniejsze więc jeżeli już wkraczasz na tą ścieżkę to brnij do przodu i nie oglądaj się za siebie. Pokonywanie powalonych drzew nad konarem , a niekiedy  trzeba położyć  rower, przejść nad konarem, a rower  przeciągnąć pod. Spływające strugi wody tworzą  błoto na  którym można się nieźle poślizgnąć i znaleźć się przed rowerem albo pod …  Komary, muchy, bąki wszystko to lgnie do człowiek jak pszczoły do miodu wywołując furię wściekłości . Po kilku takich ukąszeniach założyłam bluzę, którą wzięłam ale o długich getrach nie pomyślałam i nogi mam całe w bąblach od pokrzyw i komarów.  W całym tym gąszczu droga w pewnym momencie mi zniknęła i ulegając złudzeniu poszłam górą gdzie w końcu natrafiam na przeszkodę  nie do pokonania ,więc robię zwrot w tył i wracam  zostawiając rower  i robiąc najpierw rekonesans …  I tu się  trzy razy przeżegnałam, bo ścieżka z zakrętem w prawo i ma jakieś 30 cm szerokości, a 10 cm niżej woda… pomału, pomału - uff udało się . Z coraz bardziej narastającą złością i pragnieniem w ustach przedzieram się do przodu i natrafiam na miejsce piknikowe  tyle, że prawie w rozsypce i zarośnięte -  ale śmieci były .W końcu  poparzona od pokrzyw, pokąsana przez komary dotarłam do kresu tego survivalu wychodząc  na polankę na której ległam jak zwalona kłoda. Wyciągam resztkę wody jaka mi została i wsysam ją wyciskając butelkę do ostatniej kropli. Przechodzący tamtędy  sympatyczny pan jak to zobaczył to podzielił się ze mną swoja wodą i baaardzo mi współczuł kiedy zobaczył moje poparzone nogi (z reumatyzmu na pewno się wyleczyłam ). Również ów pan powiedział mi, że jeszcze 3-4 lata temu dbano o ten szlak, w tej chwili brak funduszy i zaniedbano go, a szkoda bo takich miejsc jest coraz mniej. Jest to Park Krajobrazowy więc to co się przewróci czy uschnie nie podlega ingerencji człowieka ale chodzi przede wszystkim o wykoszenie pokrzyw czy umocnienie krawędzi nabrzeżnej ścieżki …
Po  10 km marszu z rowerem pod kierownicę   wsiadam i jadę  drogą przy  Wdzie ,nad którą wznosi się zamek w Świeciu kierując się  już w kierunku Chełmna i mostu przez który przejeżdżam. W Nowych Dobrach opanowuję w sklepie lodówkę z zimnymi napojami wlewając w siebie litr zimnego płynu. Dalej wracam już asfaltem kompletnie wycieńczona, bo tempo -ojjj marniutkie-ale docieram do domu w jednym kawałku





Pomimo trudu fizycznego jaki musiałam z siebie wydobyć by pokonać przeszkody jestem cała happy!!! A to co uświadomiłam sobie  to, że  udało mi się pokonać  tą trudna trasę bo chyba dziadek na de mną czuwał. Dopiero w domu zdałam sobie z tego sprawę gdyż  tego dnia była rocznica jego odejścia.  Dzięki dziadek, że czuwałaś  tego dnia na de mną  :)




Pozdrawiam i do zobaczenia być może na szlaku  :)





GALERIA FOTEK
 

Część dotycząca Parku w Sartowicach


Odcinek od Sartowic do Świecia powinien być przy samej Wiśle, bo to właśnie
tam są Czarcie Góry vel. Diabelce

Pokaż Wskazówki dojazdu rowerem do Rozgarty, Polska na większej mapie

4 komentarze:

  1. byłam na diabelu kilka razy ale nie było tak trudno jak Pani opisuje pomimo ze nie jestem wysportowana zarowno ja jak i kolezanki bez problemu sie tam dostalysmy z rowerami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przeszłyście je w całości, aż do Świecia? czy tylko zaliczyłyście część w Sartowicach? Proponuję jechać tam teraz i przejść je w całości (10km). Poza tym - każdy mierzy własną miarą. Dla mnie był to niezły wysiłek.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. http://sportwswieciu.pl/Szlaki_rowerowe_i_piesze.html

      Usuń
  2. korba

    Na pewno zaliczyły tylko Sartowice, bo tylko tam można w parku "poszaleć" na rowerze i wyszły w Wiągu albo wróciły z powrotem ..

    OdpowiedzUsuń