sobota, 23 lutego 2013

Szafarnia-Chopina i Golub-Dobrzyń A. Wazówny.



Większość ludzi ma potrzebę zrealizowania w swoim życiu tego, co sobie zamierzyła. Tak niewiele trzeba zrobić ,aby tak wiele osiągnąć. 

 



I ja postanowiłam zrealizować  swój kolejny cel, a mianowicie: kolejne rowerowe wyzwanie - tym razem do Golubia-Dobrzynia przez Szafarnię.







Jest październikowa, pochmurna i chłodnawa niedziela. Spotykamy się o dziewiątej rano, aby tym razem popedałować szlakiem Chopina . W jesiennej scenerii ruszamy  małą  grupką osób w kierunku zachodnim. Trasę mamy zaplanowaną z wszelkimi atrakcjami asfaltowo-terenowymi.  Wiedzie ona głównie przez lasy i pola. Drogi przeważnie terenowe  z domieszką asfaltu(który przypomina niekiedy ser szwajcarski) i brukowane odcinki  wiejskich dróg.
 



Pierwszy etap to: Wiewiórki-Mgowo-Stanisławki-Jarantowice.

Teren jest bardziej płaski ale wymaga miejscami skupienia  w omijaniu sporych kałuż, które powstały po nocnych opadach deszczu, w  większości zalesiony co daje latem - osłonę przed nadmiernym skwarem, a jesienią kolorystykę. Pola  przypominają już o zbliżającej się zimie, które niebawem przykryje biała śniegowa pierzynka, ale póki co korzystamy ze sprzyjającej nam aury


Zatrzymujemy się we wsi Jarantowice  gdzie jest zabytkowy kościółek wybudowany w średniowieczu przez Krzyżaków i który został zniszczony podczas wojny trzynastoletniej, a na jego fundamentach w XVII wieku wybudowano obecny.





 Drugi etap to: Jarantowiczki-Książki-Dębowa Łąka-Łobdowo-Płonne-Szafarnia

Ruszamy w kierunku Wąbrzeźna, lecz omijamy go łukiem, jadąc teraz w przewadze leśnymi duktami. Po nocnych opadach teren jest miejscami błotnisty-  jak to po deszczu  w lesie. Wysyp grzybów i grzybiarzy spory, a co za tym idzie i samochodów(niestety). W trakcie jazdy przez las napotykamy tylko raz  czy dwa paru rowerzystów. W pewnej chwili jeden z uczestników „łapie gumę” i mamy przymusowy postój. 




 W trakcie kiedy panowie  zajmują się wymianą dętki, ja robię sobie spacer po lesie. Znajduje dwa podgrzybki  i kilka olszówek. Robię zdjęcia dla upamiętnienia (bo kiepski ze mnie grzybiarz) i grzybki „niespodzianki” kładę na maskę jednego z zaparkowanych samochodów.








 Po półgodzinnej przerwie ruszamy dalej lasem, w kierunku Płonnego  i Szafarni. Po drodze robimy jeszcze jeden postój na drewnianym moście przez Drwęcę.





  
Szafarnia jest to wieś położona w województwie kujawsko- pomorskim, w powiecie golubsko-dobrzyńskim. We wsi znajduje się klasycystyczny dworek z 2-iej połowy XIX wieku, w którym mieści się obecnie Ośrodek Chopinowski i w którym zebrano pamiątki po Fryderyku Chopinie. Wjeżdżamy swobodnie na teren dworku gdzie wita nas psiak „łatek’.

 


Zsiadamy z rowerów i rozglądamy się po terenie. Przy wjeździe po prawej stronie od bramy jest tablica z opisem szlaku Chopina i ważniejszymi datami. Dwór otoczony jest parkiem w którego głębi stał pierwotny, drewniany dwór, w którym  to przebywał właśnie młody Fryderyk. Posiadłość  należała do rodziny Dziewanowskich, których syn Dominik przyjaźnił się z młodym Fryderykiem i który zaprosił go dwukrotnie na wakacje do posiadłości rodziców. W parku nieopodal obecnego dworu rośnie lipa, na którą prawdo podobnie spoglądał młody Chopin. 






W takiej jesiennej scenerii parku, gdzie pośród  mieniących się poetycko barw liści drzew i kolorystyką kwiatów, jak i panującą ciszą - można przysiąść na ławeczce nieopodal stawu i przenieść się w czasy świetności owego dworku. Można również zasiąść przy fortepianie - jaki stoi w parku – i „zagrać mazurka”  ;). 












 Za zgodą portiera wchodzimy do środka  i robimy mały rekonesans, a że trwa właśnie  koncert,  mamy ograniczone pole zwiedzania. Kończymy więc spotkanie z Chopinem i ruszamy dalej.









Trzeci etap to: Białkowo-Sadyklerz-Golub-Dobrzyń

Jedziemy teraz drogą powiatową oraz krótkim odcinkiem głównej drogi 534. Z  Szafarni do Golubia-Dobrzynia jest zaledwie „rzut beretem”. 
   



Golub-Dobrzyń powstał na skutek połączenia tych dwóch miast w 1950 roku. Położony jest  nieopodal trasy turystycznej wiodącej w kierunku Warmii i Mazur. Aby dojechać do zamku musimy przemknąć przez ruchliwe ulice miasta, a potem podjechać pod stromy  podjazd. Zamek  został wzniesiony  na wzgórzu przez Krzyżaków w latach 1296-1310 z przeznaczeniem na siedzibę komtura. Położony jest w golubskiej części na prawym brzegu Drwęcy. Za rządów Anny Wazówny  zamek zmienił wygląd z gotyckiej warowni na renesansową rezydencję pałacową.W otoczeniu zamku postawiono kilka armat, a na skraju wzgórza usytuowany jest taras widokowy. 





 Na dziedziniec zamku wchodzimy bez większego problemu i poruszamy się  po nim swobodnie, bez uiszczania opłat za zwiedzanie, natomiast aby poruszać  się po całym zamku trzeba kupić bilet. Wewnątrz  dziedzińca jest zejście do kawiarni „Rycerskiej” która mieści się w piwnicy, a ceglano- murowana  pierwsza kondygnacja otoczona jest drewnianym krużgankiem. Kawiarnia jest zamknięta podczas naszej wizyty ale po przeciwnej stronie jest PUB w którym zamawiamy sobie kawę. Jak zapewne wszyscy wiedzą zamek ma swoją zjawę –białą damę-a jest nią oczywiście Anna Wazówna. Widywano ją podobno odzianą w białą szatę zdobiona perłami i przechadzającą się nocą po komnatach. Nam nie było dane jej ujrzeć :) a szkoda, byłoby to nawet fascynujące :). Niestety nie starcza nam już czasu na zwiedzanie innych zabytkowych ciekawostek Golubia-Dobrzynia bo pora już wracać , ale daje to nam powód do tego by  przy pedałować tu znowu.






Czwarty etap to: Golub-Dobrzyń-okolice Kowalewa Pomorskiego-Orzechówko-Przydwórz-Błędowo-Grudziądz

Teraz wracamy drogami w przewadze asfaltowymi choć mamy jeszcze kilka terenowo- leśnych przepraw. Ja, przyznam się odczuwam lekkie zmęczenie po małym dyskomforcie związanym z choroba wrzodową, która nasila się właśnie jesienią, jednak jak zwykle -nie daję za wygraną!


Najprościej jest wymyślić mnóstwo wymówek i żyć tak jak do tej pory nie zmieniając zupełnie nic. Łatwo jest powiedzieć sobie –to jest za trudne-nie próbuję bo i tak nie dam rady. Ja mimo zmęczenia związanego z bólem żołądka po raz kolejny dałam radę i pokonałam kolejne kilometry(130). Wartość  emocjonalna jaką daje satysfakcja pokonania w sobie bariery lenistwa, powoduje  w człowieku poczucie spełnienia i możliwość osiągnięcia jeszcze więcej - czyli popedałowania jeszcze dalej. Warto obierać szlaki na których można napotkać ciekawe miejsca związane z historią jak i takie, które zmuszają do wyzwań w pokonaniu trudności,  na jakie natrafiamy na ich terenie. Do pokonania trasy na rowerze trzeba dużo samo zaparcia i odczuwania potrzeby kontaktu z naturą. Jadąc rowerem nie tylko widzimy (piękno przyrody)ale słyszymy(śpiew ptaków) a przede wszystkim czujemy(zapach lasu). Jadąc samochodem autostradą też widzimy las(ale nie zastanawiamy się nad tym ile drzew wycięto),słyszymy(ale silnik)i też czujemy(ale spaliny). Tak wiele mówimy o ekologii a tak mało robimy tracąc to co przez wieki powstawało . Nie potrafimy żyć w symbiozie z naturą nie szkodząc jej. Coraz częściej otaczamy się rzeczami niepotrzebnymi  bez których niestety nie umiemy sobie poradzić. To smutne.  Dajmy sobie szansę  i spróbujmy prze zwyciężyć wygodę i zawalczmy o wartości, a przede wszystkim dajmy szansę przyszłym pokoleniom na kontakt z natura poprzez jej istnienie w świecie realnym a nie wirtualnie. 

Pozdrawiam i do zobaczenia być może na szlaku :) 

1 komentarz:

  1. I takie wycieczki to jest to co tygryski lubią najbardziej 😄 Pozdrower

    OdpowiedzUsuń