piątek, 1 maja 2015

U ła ha rowery dwa ... ;)



Nareszcie nadszedł ten moment, kiedy pociąg z moimi marzeniami zwolnił na tyle, bym mogła go dogonić, i zrealizować choć jedno z nich - to największe. Przymierzałam się już od paru lat do kupna nowego roweru, ale zawsze były pilniejsze  wydatki lub najzwyczajniej brakowało funduszy. W tym roku jednak już budżet się w miarę ustabilizował, i zapadło konkretne i definitywne postanowienie - kupuję wreszcie nowy rower. Jedynym wahaniem, które ciągle mnie nachodziło było to ,że nie potrafiłam się zdecydować co do typu, a dokładniej, to czy MTB czy TREKKING  Nałaziłam się po kilka razy po tych samych sklepach, namolnie sprzedawców zasypując pytaniami i wątpliwościami ... , przeglądałam strony  w internecie, a wahanie jak było tak było.
No bo tak:
- zbliża się lato i na pewno będę jeździła w weekendy, w trasy powyżej setki,
  więc musi mieć bagażnik (mam dość jeżdżenia z plecakiem)
- nie będę jeździła tylko asfaltem, ale drogami gruntowymi, piaszczystymi, szutrowymi ...
  więc musi mieć szeroką oponę  min. 2.0"
- na pewno koła mają mieć wielkość 26", a rama max. 17"
- na pewno cena nie może przekroczyć 2 tys. !!!!
- kolor w zasadzie obojętny (byle nie żółty i różowy)
- waga !!! (w miarę lekki)

Bijąc się z przemyśleniami na temat wyboru typu roweru dochodzę do wniosku, że na codzienną i
szaloną jazdę, w dalszym ciągu będzie służył mi mój krosik, W końcu jest ze mną już od ponad 10 lat i nigdy poważnie mnie nie zawiódł. Jak każdy dużo używany rower miał raz do roku wymianę całego układu napędowego, jednak żadnego pęknięcia, wygięcia, czy urwania nie było. Po za tym jeździ mi się na nim dobrze, współgra z moją sylwetką ... jednym słowem niezawodny !
No to już wiem , że typowy MTB jest mi zbędny. Więc co - TREKKING ? - yyyyy, czy ja wiem - taki jakoś nie w moim typie - opony takie cieniutkie - w piachu sobie kiepsko radzi ... 
"Gdybym był(a) bogaty - daba, daba,daba daba dam [...]" to bym miała rowery na każdą okazję, ale niestety nie jest mi to dane, i muszę wybierać z rozwagą i rozsądkiem, tak abym czuła z nim spójność, ale przede wszystkim jego funkcjonalność. No i takoż na początku kwietnia wybór padł na damski KLC MOUNTAIN -  VANITY 10 lub VANITY  20. A dlaczego ? ano dlatego, że ma możliwość montażu bagażnika, ma szersze opony, ma fajną geometrię, no i "przystępną" cenę.
Pierwszy dostępny od zaraz , ale w kolorze biało różowym  i z manualną zmianą przerzutek - odpada ! Natomiast VANITY 20  ma manetki przerzutek  automatyczne. No i właśnie owe automaty przeważyły szalę, i zdecydowałam  się na  20-kę w kolorze turkusu. Niestety okazuje się, że muszę poczekać, bo jeszcze nie zszedł z taśmy. Sprzedawca obiecał, że spróbuje temat nakręcić i może uda mu się coś przyspieszyć, albo może ktoś ma na stanie i pożyczy - "Pani dzwoni po 20-tym może coś już będę wiedział"  Więc dzwonie, ale niestety jeszcze nic się nie zadziało - "Pani jeszcze zadzwoni w piątek, może już coś się wyjaśni ..." No to dzwonię w piątek, iiiiiiii  JEST !!! ale biało fioletowy. Trochę się skrzywiłam, bo kiedy oglądałam VANITY 10, to ta śnieżna biel nie widziała mi się za bardzo. W trakcie konwersacji ze znajomym sprzedawcą okazało się, że do turkusu zabrakło im jakichś części (bodaj piastr), więc przed majówką nici z dostawy, a ja chciałam w majowy weekend wyruszyć już na nowym rowerze. No to znowu mam zagwostkę, ale proszę go o przetrzymanie roweru do następnego dnia bym mogła się zastanowić. No to się zastanawiałam, i zastanawiałam prawie całą noc, a przekonało mnie to, że ten biały, to połysk, a turkus, to mat. Pomyślałam o tym po jakich terenach hasam, toteż połysk będzie łatwiejszy do czyszczenia. I tak oto od 25 kwietnia jestem posiadaczką nowego ROWERU ... !!!

c.d.n.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz