poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Wiosenna improwizacja ;)



"Nie podążaj tam gdzie wiedzie ścieżka. Zamiast tego pójdź tam gdzie jej niema i wytycz szlak"                            

                                                                                                   Ralph Waldo Emerson


Tego dnia rowerowanie miało być typowo wiosenne choć z nastawieniem na kilometrówkę. Nawet nie włączałam endomondo, i nie miałam konkretnego celu trasy, poza jej początkiem czyli: jazdę wzdłuż wału, w kierunku Nowego - dalsza trasa, to już prawie improwizacja. No na pewno nie miałam w planie przecierania nowych szlaków, ale zauważyłam ostatnio pewną prawidłowość, że jak chcę pojeździć ot tak sobie, to zawsze gdzieś pobłądzę i wpakuję się w jakieś gąszcze, czy chaszcze ... 
Jazda przy wale wiosną, tak jak i każdą porą roku jest fajna, bo z dala od szosy, a poza tym w cudownym otoczeniu rozkwitającej zieleni, tańczących motyli, śpiewających skowronków, a latem przelatujących tuż nad głową bocianów. Lubię jeździć właśnie tamtędy ze względu na owe atrakcje. Jedynym utrudnieniem są psy, które od czasu do czasu spuszczone z łańcucha obszczekują mnie, a nawet podgryzają ...
I tak po przejechaniu prawie 20 kilometrów, dojeżdżam do przepompowni na Mątawie, robiąc chwilę przerwy na zastanowienie się co do kierunku, a mianowicie czy zjeżdżając z wału skręcić w prawo i przejechać przez centrum Nowego , czy skręcić w lewo i pojechać na Piaski, a stamtąd przez Pastwiska wyjechać w Zdrojewie. Wybieram kierunek w lewo, ale zamiast przejechać skrzyżowanie, i pojechać na Piaski skręcam w prawo i tym razem pokonując podjazd nieopodal stojącego pałacu w Kończycach, dojeżdżam nim do DK 91  i jadę dalej przez Kończyce, Morgi i Zdrojewo. W Zdrojewie przecinam DK i przez las dojeżdżam do wiaduktu nad torami i A1 w Gajewie. 

Na wiadukcie skręcam w lewo i zjeżdżam z niego pomykając serwisówką w kierunku jez. Zawada. Uwielbiam jeździć tą drogą ze względu na super zjazd jaki jest za zakrętem, ale obiecuję sobie zawsze, żeby pojechać w odwrotnym kierunku i sprawdzić czy zdołam pokonać ten podjazd, czy może to on pokona mnie. 
Jadąc tak drogą miedzy polami jeszcze w Gajewie, z jednego z gospodarstw, w pogoń za mną wyrusza wataha psów. Niektóre małe to takie, a szczekliwe i zadziorne ... no a moje warczenie jakoś niespecjalnie ich obeszło. Dopiero niewielka seria z kamyków podziałała. Jak do tej pory jadę w znanym sobie terenie i drogami, które już przemierzyłam, ale tuż przed kolejnym wiaduktem nad A1 skręcam znowu w serwisówkę, tym razem w Rulewie, postanawiając zbadać ów teren, który ilekroć tam jechałam zawsze mnie nęcił. Więc jadę tak sobie, jadę i droga prowadzi z jednej strony przy lesie, z drugiej przy polu, i jak do tej pory jest O.K. Dojeżdżam do pierwszego rozjazdu i rozpoznaję drogę którą to jeżdżę niekiedy w kierunku Bzowa. Skręcam w prawo i przejeżdżam odcinek leśny wyjeżdżając na młodnik, który też poznaję, więc nabieram pewności, że wiem gdzie wyjadę. Toteż jadę sobie pewnie, ale mimo to rozglądając się dokoła, i nasłuchuję odgłosów z autostrady, by jednak mieć pewność, że zmierzam w dobrą stronę. 
W pewnym momencie coś mi nie pasuje, bo na drodze mam zjazd, a jak sięgam w głąb pamięci, nie pamiętam abym miałam w odwrotnym kierunku jakiś podjazd. Jednak jadę dalej myśląc, że może z racji tego iż jest niewielki po prostu nie zrobił na mnie wrażenia. Ale znowu pojawia się zjazd i dostrzegam, że teren się zagłębia, a powinien być płaski. "Czy Ty zawsze musisz wleść tam gdzie nie trzeba? Czy nie możesz zwyczajnie, jak normalny człowiek jechać utartym szlakiem? Musisz szukać durnych atrakcji ? - kobieto! puchy marny możesz przestać eksperymentować!? " Jak zwykle w takich sytuacjach bluzgam sama na siebie. No ale kurde chyba nie mogę !!! Bo odkąd pamiętam, to zawsze pakowałam się w miejsca, trudno lub ciężko dostępne. I ani rozcięta głowa, ani upadek z drabiny nie odwiodły mnie na długo od tego by ponownie tam wejść i pokonać strach czy przeszkodę. Przystaję i włączam GPS sprawdzając swoje położenie. Okazuje się, że jestem gdzieś między Bzowem a Rulewem, więc aby nie cofać się skręcam w prawo w nadziei, że dojadę do autostrady, by ewentualnie wtedy cofnąć się i pojechać znanym szlakiem. Za niewielką chwilę wjeżdżam na kolejną jakąś mało uczęszczaną drogę, która okazuję się przeciwpożarowa, i która to prowadzi mnie niezłymi podjazdami, niewielkimi zjazdami oraz wyrwami. Po kilku już takich zbłądzeniach w lesie nauczyłam się nasłuchiwania odgłosów zmotoryzowanej cywilizacji, jednocześnie zwracając uwagę na to co napotykam na drodze. I tak to też jadąc,wijącą się jak piskorz przeciwpożarówką  natrafiam na palety pościnanego drewna, które oznaczają, że na pewno wyjadę na jakiś główny trakt leśny. Natykam się też na płynący strumyk, który przecinał ów drogę, a za którym czekał mnie krótki, ale stromawy podjazd, a któremu to mimo wszystko podołałam - a co ! Za podjazdem czekało mnie już miłe zaskoczenie, bo wreszcie wyjechałam na  pewną i znaną mi brukowana drogę. Nią to już pomknęłam na Grupę, a stamtąd prosto w kierunku domu. I mimo to, że nie planowałam wytyczania nowych szlaków, i nie było miejscami lekko, odczuwam frajdę z takiego błądzenia i odnajdywania się bez uszczerbku na psychice. Również coraz częściej odczuwam chęć świadomego pobłądzenia, a wręcz czuję się od tego uzależniona, by co najmniej raz na miesiąc odkrywać nowe, nieznane innym i sobie szlaki. 










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz