LIPIEC 2013
„Samotność nie jest ułomnością - samotność jest wyzwaniem” Ewa Lewandowska "Boimy się samotności, bo stawia nas twarzą w twarz z sobą.” Wojciech Eichelberger
Po wczorajszej asfaltowej monotonii
dzisiaj zaserwowałam sobie pełen pakiet survivalu, a mianowicie porwałam się na
Czarcie Góry czyli tzw. Diabelce i to co do tej pory uważałam za survival, to
małe miki w porównaniu z tym co musiałam pokonać dzisiaj. Po 14-tej wyruszam z
domu i obieram kierunek na Sartowice, drogę mam asfaltową więc pokonuję ją w
miarę szybko. Tuż przed podjazdem do Sartowic
spotykam rowerzystów z okolicy, którzy wytłumaczyli mi jak dostać się na
Diabelce jednocześnie uprzedzając, że
nie będzie łatwo i czy oby na pewno wiem w co się pakuję. Jednak ja z pełną
świadomością odparłam : -no i oto właśnie chodzi żeby nie było łatwo … Są dwie
opcje dotarcia do owego miejsca – tuż przed podjazdem skręcić w lewo lub
pojechać do Sartowic, przejechać przez Park zjeżdżając w dół gdzie wyjeżdża się
prosto na polną drogę … Ja wybrałam
pierwszą opcję.
Na początku zaczyna się niewinnie
czyli jazda między polami, drogą trochę zarośniętą przez trawy, mając po prawej widok Diabelców i przedsmak tego co mnie czeka.
Jadę polną drogą, która prowadzi mnie do gospodarstwa, gdzie na płocie wisi tablica
na której jest strzałka i napis „Na szlak pieszy” Jadę jeszcze bez przeszkód kilkanaście
metrów ale potem kiedy wkracza się już na szlak pieszy - no to tu już nie przelewki - wierzcie mi. Im dalej tym gęściej, jednak jeszcze ścieżka
widoczna i w miarę bezpieczna. Przed wyjazdem w necie znalazłam krótką notatkę i kilka fotek,
ale to co widzę robi się mało realne z tym co czytałam. Żeby porywać się w
pojedynkę na tak trudny teren to trzeba być nieźle świrniętym człowiekiem . No
ale jak to na mnie przystało muszę udowodnić sobie, a może i innym, że dam radę
i nie muszę uzależniać się od nikogo by
przeżyć przygodę.. Im bardziej się zagłębiam tym
bardziej teren staje się trudniejszy. Do tej pory i tak prowadziłam rower (bo
jechać się raczej nie da)po lekko nierównym terenie, jednak teraz zaczynają się
strome podejścia i również strome zejścia, a ścieżka robi się coraz mniej widoczna i coraz węższa więc trzeba rower sprowadzać na hamulcu, by z rozpędu się nie wykąpać.

Po 10 km marszu z rowerem pod kierownicę wsiadam i jadę drogą przy Wdzie ,nad którą wznosi się zamek w Świeciu
kierując się już w kierunku Chełmna i
mostu przez który przejeżdżam. W Nowych Dobrach opanowuję w sklepie lodówkę z
zimnymi napojami wlewając w siebie litr zimnego płynu. Dalej wracam już asfaltem
kompletnie wycieńczona, bo tempo -ojjj marniutkie-ale docieram do domu w jednym
kawałku
Pomimo trudu fizycznego jaki musiałam z siebie wydobyć by pokonać przeszkody jestem cała happy!!! A to co uświadomiłam sobie to, że udało mi się pokonać tą trudna trasę bo chyba dziadek na de mną czuwał. Dopiero w domu zdałam sobie z tego sprawę gdyż tego dnia była rocznica jego odejścia. Dzięki dziadek, że czuwałaś tego dnia na de mną :)
Pozdrawiam i do zobaczenia być może na szlaku :)
GALERIA FOTEK
Część dotycząca Parku w Sartowicach
Odcinek od Sartowic do Świecia powinien być przy samej Wiśle, bo to właśnie
tam są Czarcie Góry vel. Diabelce
Pokaż Wskazówki dojazdu rowerem do Rozgarty, Polska na większej mapie
byłam na diabelu kilka razy ale nie było tak trudno jak Pani opisuje pomimo ze nie jestem wysportowana zarowno ja jak i kolezanki bez problemu sie tam dostalysmy z rowerami.
OdpowiedzUsuńA przeszłyście je w całości, aż do Świecia? czy tylko zaliczyłyście część w Sartowicach? Proponuję jechać tam teraz i przejść je w całości (10km). Poza tym - każdy mierzy własną miarą. Dla mnie był to niezły wysiłek.
UsuńPozdrawiam :)
http://sportwswieciu.pl/Szlaki_rowerowe_i_piesze.html
Usuńkorba
OdpowiedzUsuńNa pewno zaliczyły tylko Sartowice, bo tylko tam można w parku "poszaleć" na rowerze i wyszły w Wiągu albo wróciły z powrotem ..