Kiedy zakładałam wątek na stronie nie
sądziłam, że frekwencja będzie aż tak
pozytywna. Na umówione miejsce przyjeżdżam jako piąta - jednocześnie
wiedząc, że ma być nas sześcioro. Czekamy więc
na szóstego uczestnika , który
niebawem się zjawia. W trakcie oczekiwania,
okazuje się , że ma być jeszcze jeden - siódmy uczestnik, który po nie długim czasie przyjeżdża jako ostatni (jak zwykle). Jest środa 15-ego sierpnia (2012), święto kościelne – więc wolny dzień od
pracy. Dzisiaj mamy zamiar o godz. 9.00 wyruszyć do
Malborka, który był kolejnym miastem do jakiego
postanowiłam dotrzeć właśnie na rowerze. Dla mnie nie lada wyzwanie, bo odległość to 78 km, w jedną stronę, ale zapał jaki we
mnie się narodził nastawia wszystkich
uczestników pozytywnie, więc pełni werwy
i optymizmu –wyruszamy! Czuję się jak w bajce o sierotce Marysi i
siedmiu krasnoludkach tyle, że
krasnoludków jest sześciu, ale jednocześnie wiem, że w takiej ekipie mogę czuć
się pewnie, bo sama mam jeszcze mało doświadczenia w długich wyprawach, i jako
ta przysłowiowa sierotka , liczę na
moich doświadczonych kolegów,
którzy jak zwykle mnie nie zawiedli. Moi kompani są tak optymistycznie nastawieni do jazdy, że już na samym początku narzucają dość ostre tempo, więc żeby dać radę pokonać trasę w całym składzie i bez zadyszki , muszę ich trochę przystopować. Wyprzedzam , i obejmuję prowadzenie, a że są rozsądni to szybko przypominają sobie kto jest komandorem tej wycieczki i nikt się temu nie sprzeciwia. Już na samym początku postanawiamy ominąć
Kwidzyn i Sztum by jak najmniej marnować sił na podjazdy, które są w
okolicy Kwidzyna, więc tym razem przeważają wiejskie drogi asfaltowe. Jak
wspomniałam omijamy wyżej wymienione miasta , jednocześnie wydłużając sobie nieco drogę, co daje nam po dojechaniu do celu około 100 km. Drogi którymi jedziemy wiodą prawie przy wale wiślanym, więc widoki mamy
malownicze. Pomykamy w równym tempie , chociaż pod wiatr, który czasami wieje
dość intensywnie. Pogodę mamy jako taką,
czasami wyjrzy słonko, czasami troszkę popada
mżawka, ale jedno co mamy
nieustannie w takich wyprawach, to zew przygody i chęć pokonania
własnych słabości, i żadne wiatry ani burze nas nie odwiodą od osiągnięcia zamierzonego celu. Jadąc tak w zamyśleniu i słysząc gdzieś w „ oddali”
rozmowę mych towarzyszy, obmyślam sobie plan zwiedzenia Malborka, ale jak to zwykle bywa-plan swoje, a rzeczywistość swoje.
Pamiętam jak byłam tam na wycieczce jako harcerka ,mając lat 13 i zastanawiam się jak teraz tam wygląda. Przypominam sobie ogólny zarys Zamku, którego mury warowne i wierze wyłaniające się ponad korony drzew, tworzą niepowtarzalną panoramę odbijającą się w lustrzanej tafli Nogatu, który płynie sobie jak strumyk z wolna, Jak przez mgłę pamiętam zwiedzanie Zamku,dziedziniec , komnaty, podziemia, ale dobrze pamiętam ten przeszywający chłód i dreszczyk emocji ,oddający tak realistyczne wrażenie tamtej epoki, że nawet po powrocie do domu często wracałam myślami do tego miejsca. Zadaję sobie pytanie, czy i teraz ten widok zrobi na mnie tak ogromne wrażenie jak owe ….ści lat temu, gdzie słowa które wypływały z ust przewodnika uruchamiały jednocześnie moja wyobraźnię i wyświetlały w mej podświadomości obraz owych czasów i wydarzeń.
Dookoła pustka , słychać tylko wiejący wiatr i szum drzew, a ja rozglądam się dokoła, i przenosząc
się myślami do tamtych czasów wyobrażam sobie , że zamiast na rowerze jadę konno w asyście rycerzy gotowych stawić czoła każdemu wyzwaniu ...
Pamiętam jak byłam tam na wycieczce jako harcerka ,mając lat 13 i zastanawiam się jak teraz tam wygląda. Przypominam sobie ogólny zarys Zamku, którego mury warowne i wierze wyłaniające się ponad korony drzew, tworzą niepowtarzalną panoramę odbijającą się w lustrzanej tafli Nogatu, który płynie sobie jak strumyk z wolna, Jak przez mgłę pamiętam zwiedzanie Zamku,dziedziniec , komnaty, podziemia, ale dobrze pamiętam ten przeszywający chłód i dreszczyk emocji ,oddający tak realistyczne wrażenie tamtej epoki, że nawet po powrocie do domu często wracałam myślami do tego miejsca. Zadaję sobie pytanie, czy i teraz ten widok zrobi na mnie tak ogromne wrażenie jak owe ….ści lat temu, gdzie słowa które wypływały z ust przewodnika uruchamiały jednocześnie moja wyobraźnię i wyświetlały w mej podświadomości obraz owych czasów i wydarzeń.
Dookoła pustka , słychać tylko wiejący wiatr i szum drzew, a ja rozglądam się dokoła, i przenosząc
się myślami do tamtych czasów wyobrażam sobie , że zamiast na rowerze jadę konno w asyście rycerzy gotowych stawić czoła każdemu wyzwaniu ...
A tak swoją drogą to
ciekawe czy ówczesna podróż konna również dałaby
mi tyle samo satysfakcji co dzisiejsza jazda
rowerem? Orientacja w
terenie , zmuszała ludzi do myślenia i poleganiu na własnej umiejętności odczytywania "drogowskazów", które nasuwała przyroda, no a posiadana umiejętność przetrwania w terenie, to walka o byt. No, ale wracajmy do
rzeczywistości i moich wygłodniałych kompanów.
Przejeżdżając przez murawę wiejskiego boiska kierujemy się w stronę wału, gdzie robimy sobie postój i z
prowiantem wspinamy się na jego "szczyt" , gdzie mamy widok na dolinę Wisły.
Zjadam jabłko i korzystam z okazji aby poleniuchować na miękkiej trawie,
zamykam oczy i staram się przywołać w myślach dalszy ciąg przerwanej podróży w czasie. Wyobrażam sobie te pola dziewicze jako miejsce
bitwy między zakonem krzyżackim
i wojskami polsko-litewskimi pod
wodzą Władysława Jagiełły, na których toczą się walki pełne dramatyzmu. Wśród tych wojsk znajdują się również i moi kompani ,którzy walczą pod chorągwią kujawsko-pomorską -herbu rowerowego- na
niebieskim tle... No ale nie jest mi dane pozostać długo w świecie fikcji, bo znowu zostaję przywrócona do rzeczywistości. Tym razem przez naszego wszędobylskiego "paparazzi", który to cichaczem skrada się w moim kierunku, by strzelić, i to nie bynajmniej w zagrażające memu bezpieczeństwu coś tam, ale we mnie - z aparatu. Toteż kończę biesiadowanie i daję komendę do wyjazdu. Mimo że moi rycerze” mają chęć jeszcze poleniuchować, to nie kwestionują decyzji jedynej białogłowy w ekipie, i zwierają szyki stawiając gotowość do dalszej drogi. Dwoje z
nas zdecydowanie rusza do przodu i kiedy się oglądam za siebie stwierdzam brak reszty. Myślę sobie : no to mi się trafili
rycerze!!! ,ale cóż- jakie czasy- tacy rycerze….. Oni zaś tymczasem zaliczają
oczywiście kolejny sklep, by uzupełnić
prowiant. Jadąc tak już w milczeniu i wolniejszym tempem dojeżdżamy do głównej drogi, kiedy pada stwierdzenie, że trzeba by jechać około 10 km. ruchliwą trasą. Z
duszą na ramieniu ciśniemy ile sił w nogach, aby jak najszybciej mieć ją za
sobą. Skręcamy w lewo i dojeżdżamy
do mostu na Nogacie, po którym
porusza się tłum ludzi. Schodzimy z rowerów i prowadzimy je poruszając się w
żółwim tempie. Rozglądam się i dostrzegam
Zamek, którego mury warowne są już nieco przysłonięte
przez rozrośnięte korony drzew , a widoczne dachy i wieże, odbijają się już w nie
całkiem lustrzanej tafli Nogatu.. Dalej przedzierzgając się przez
tłum zwiedzających i
skomercjalizowaną część przedzamcza oczekujemy na resztę. Przyznam, że jestem
rozczarowana aż taką komercją w tym właśnie miejscu. Liczne stragany z pamiątkami i niepasujące do
charakteru tego miejsca budki z lodami, zapiekankami…. itp. powodują, że przypomina
to bardziej bazar niż miejsce pełne tajemniczości i kultu historycznego. Dla
dzieci jest to niewątpliwie istny raj,
bo można kupić tu wszystko co i tak w
końcu stanie się niepotrzebne i szybko wyląduje w kącie albo w koszu (plastikowe miecze,
topory , strój rycerza ….itp.) ale rodzic już tak wesoło nie ma, kiedy spogląda na ceny. Targa mną
uczucie braku szacunku do takich miejsc, gdzie strugami spływała
krew, a niejeden kamień mógłby „opowiedzieć „historię owych
czasów, gdzie życie ludzkie nie miało wartości dla oprawcy. Dochodzę do
wniosku, że bardziej z próżności niż z
patriotyzmu odwiedzamy szeroko pojęte miejsca związane
z historią. NIESTETY!
Pstrykam kilka fotek
i zaczynam odczuwać ssanie w
żołądku-oho! -tym razem i mnie dopadł głód. Zapada decyzja, że jedziemy na
obiad. Nieopodal zamku nad rzeką dostrzegamy Karczmę gdzie się
zatrzymujemy. Zamawiamy sobie jedzonko i czekamy. Podczas oczekiwania troszkę
przemarzamy i każdy zakłada coś cieplejszego na siebie. Nasz paparazzi wciąga
na siebie wszystko co ma do ubrania w torbie. Nakłada na głowę czapkę i kaptur
od kurtki jednocześnie upodabniając się
mimo woli do komtura krzyżackiego- brakuje mu tylko miecza i przyłbicy. Tym razem ja kieruję
w niego obiektyw mojego aparatu i
pstrykam fotkę.
W końcu dostaję swoją zamówioną porcję filetu z kurczaka w
panierce, frytki i surówkę – zabieram się do jedzenia iiiii - po odkrojeniu kawałka kotleta, zastanawiam się czy oby na
pewno jest to , to co zamówiłam. Bo nie przypominało to absolutnie porcji mięsa
w panierce lecz panierkę z ???? Frytki nie posolone a surówki tyle co kot napłakał – a mieściło się
to wszystko na plastikowym talerzyku i kosztowało 24
zł. ZDZIERSTWO!!!! W McD. za taką kwotę
najadł by się człowiek, że ho ho .
Mimo kulinarnego rozczarowania odczuwam zadowolenie, że dałam radę
dojechać do celu nie odczuwając zmęczenia ani bólu mięśni, i mając chęć powrotu do domu również rowerem. Niestety moi koledzy decydują
inaczej, więc tym razem ja im ulegam i
wracamy pociągiem. Muszę tu nadmienić, że jeden z uczestników jest po sporej przerwie jaką miał z powodu
wypadku, a następny- pierwszy raz
zdecydował się na pokonanie takiej
długiej trasy, więc mamy na uwadze ich dobro i podejmujemy zgodnie
właściwą decyzję powrotu na kołach, ale pociągu.
Jednocześnie
muszę zrobić tu głęboki
ukłon w stronę moich kolegów, że wsparli mnie w moim przedsięwzięciu i
dołączyli do mojego projektu wyprawy. Za wytrwałość w pokonaniu dystansu i trzymaniu
równego tempa. No i na sam koniec nie tyle muszę, co chcę uśmiechnąć
się do naszego paparazzi za to, że
udało mu się jednak zrobić
mi niespodziankę i mimo wszystko zdążyć wrócić z
urlopu aby dołączyć do nas.
I tak usatysfakcjonowani docieramy do Grudziądza , wysiadamy z pociągu i znużeni jazdą rozjeżdżamy się do swych domów, a mi jak zwykle zaczyna kiełkować w głowie kolejny pomysł, kolejnej
wyprawy – gdzie? – hmmmmm zobaczymy.
Należę do grupy rowerowej "RAMA" Malbork - właśnie planujemy rajd do Grudziądza w organizacji którego pomagają nam miejscowi rowerzyści - może się spotkamy ??? Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO ile będę czasowo wolna, to może się uda wpasować i gdzieś na trasie spotkać :) pozdrorowerki
Usuń